Mam 19 lat, chcę wyprowadzić się z przeludnionego mieszkania ale wiem że finansowo nie dam rady i dobija mnie to psychicznie
Żeby nie było, kocham moją rodzinę i rodziców. Nie są idealni, mają swoje problemy, ale kochają mnie jak i moją dwójkę młodszego rodzeństwa - nigdy nie było co do tego wątpliwości. Ale do kur-, oni finansowo planować nie umieją i przez 2 dekady się tego w ogóle nie nauczyli, przez co zarówno ja, mój 6 letni brat jak i 15 letnia siostra jesteśmy w ciemnej czarnej dupie jeśli chodzi o finanse i sytuację życiową.
Jestem wpadką z nocy poślubnej, bo antykoncepcja była "nie po bożemu", oni chcieli poczekać jeszcze 2 lata no ale jak mama zaszła w ciąże ze mną stwierdzili że mus to mus. Po 9 miesiącach od moich urodzin przeprowadzili się z wynajmowanej kawalerki do wynajmowanego 2 pokojowego mieszkania, metraż 48m2 z balkonem, w którym żyjemy do dziś. W 2006/7 jeszcze i mama i tata pracowali, żadne z nich nie było z bogatej rodziny i zarabiali również niewiele, po macierzyńskim zostawiali mnie z opiekunką która jakimś cudem zgodziła się pracować za 50zł miesięcznie. Potem mama zrezygnowała z pracy, bo było ze mnie dziecko zbyt głośne i ruchliwe żeby obarczać nim jakąkolwiek nianię, przez kilka miesięcy dawali mnie do żłobka ale widzieli niepokojące zmiany w moim zachowaniu więc zrezygnowali. Mama już do pracy nie wróciła, ma obecnie około 17 letnią dziurę w historii zatrudnienia.
W 2009 urodziła się, tym razem planowana, moja młodsza siostra. Tata nigdy nie miał rodzeństwa chociaż bardzo chciał, mama miała ale sporo starsze - chcieli żeby ich dzieci były w podobnym wieku, wiedzieli, że będą chcieli mieć dwójkę jeszcze przed ślubem. Od tego czasu zaczęły się jeszcze większe schody. Jedna wcale nie taka duża wypłata na 4 osoby. Gdy siostra podrosła z pokoju rodziców została przeniesiona do mojego, zawsze mówili mi że to tymczasowe i jak będę mieć kilkanaście lat to sytuacja się zmieni a my przeprowadzimy się, najlepiej na własne. Spoiler - nie zmieniła się.
Krótko o mnie - mam ogromne problemy z zasypianiem od przedszkola, a siostra tendencję do chrapania. Notorycznie od kilkunastu lat nie jestem w stanie się wyspać a moje godziny snu są w pełni uzależnione od jej własnych, co szczególnie będąc w klasie maturalnej jest problematyczne. Biorę tabletki które nieco pomagają, ale nie eliminują problemu, sam psychiatra stwierdził że ten problem nie zniknie dopóki nie będę mieć w końcu własnego pokoju. Ponad to mam zdiagnozowane ADHD i cechy zespołu Aspergera, które objawiają się głównie wzmożoną potrzebą prywatności i czasu sam na sam - którego również notorycznie nie mam. Czas w domu to głównie stres i irytacja, sama świadomość że ktoś przebywa w mojej przestrzeni od najmłodszych lat rozkojarzała mnie drastycznie i przez większość czasu gdy siostra jest w pokoju psychicznie nie jestem w stanie zrobić nic produktywnego. W miejscach publicznych uczyć się nie potrafię, chyba że gwiazdy pomyślnie się ułożą, więc nie jest to raczej opcją.
W 2018 roku sprawy schodziły na dobre tory. Rodziców stać było wysłać mnie na obóz wakacyjny, zaczynaliśmy szukać 3 pokojowych mieszkań na zamianę, a siostra była na tyle duża że mama miała niedługo zacząć szukać pracy. Nie wchodząc w politykę, 500+ naprawdę jako rodzinie spadło nam z nieba i było dla nas swego rodzaju zbawieniem. W tamtym okresie mój nastrój wyraźnie się poprawił, w końcu wydawało się że nie będzie potrzeby wybierać czy bardziej potrzebuję t-shirt czy pary krótkich spodenek na lato, bo nie stać nas na obydwa. Chyba do dziś mam gdzieś zeszyty z moimi projektami własnego pokoju z tamtego roku.
I wtedy mama przyszła i powiedziała że jest w ciąży z bratem - a reszta to już historia.
Brat ma teraz 6 lat i autyzm, prawdopodobnie również ADHD, mieszka w pokoju z rodzicami i za rok idzie do szkoły, codziennie wieczorem urządza kilkugodzinne awantury. Ja i siostra wciąż dzielimy pokój. Od 1,5 roku oprócz chodzenia do szkoły pracuję na umowę zlecenie i sobie odkładam albo zostawiam na własne wydatki (tablet, prawo jazdy, wyjazd ze znajomymi, ubrania). Mimo pewnych oszczędności, które może i starczyłyby mi one na wyżycie +/- 4 miesiące na własnym, nie mam nic i rodzice nie będą w stanie dopomóc mi finansowo. Chcę kontynuować naukę, ale jeszcze bardziej wiem, że muszę iść do pracy i się wynieść bo nie jestem już w stanie tego znieść. Nie cierpię tego miejsca, nie czuję się tu dobrze, każdy dzień to ciągłe napięcie i stres.
4 lata temu spółka mieszkaniowa rozpoczęła wykupy mieszkań po korzystnych cenach dla lokatorów, 3 lata temu rodzice kupili nasze mieszkanie. Czy na to mieli? Absolutnie nie, dziadek zaciągnął za nas mniejszy dług u swojego brata który dla nas spłaca, natomiast kilkadziesiąt tysięcy rodzice pożyczyli od innego członka rodziny ze zwrotem 0%, czego spłacanie zajmie i tak jeszcze około 12 lat. Na wyprowadzkę rodzice mają obecnie odłożone może 3 tysiące. Moja 15 letnia siostra, tak jak ja w jej wieku, już zaczyna szukać pracy i przechodzi załamania bo wie, że nie będzie w stanie studiować tak jak marzyła. Chodzi na biol-chem i naprawdę bardzo przykłada się do nauki, zwyczajnie przykro mi się na to patrzy.
Za miesiąc kończę liceum i czuję że jestem w potrzasku. Moim jedynym ratunkiem mogłaby być praca na etat na UOP i studia zaoczne, ale znam wiele osób w moim wieku z tej samej okolicy którzy szukają czegoś na pełen etat, nawet za minimalną, i nie są w stanie znaleźć nic od miesięcy. Jeżeli nie uda mi się znaleźć pracy to naprawdę nie mam pojęcia co dalej. Nie wyobrażam sobie chodzić na studia i wracać do tego samego przeludnionego miejsca w którym żyję teraz, gdzie mama wieczorami okupuje łazienkę bo nie ma gdzie prasować, tata pracuje nie raz 7 dni w tygodniu żeby zarobić dodatkowy grosz zapominając jednocześnie o swoim zdrowiu, ktoś zawsze przesiaduje na stołkach w kuchni żeby mieć chwilę prywatności, wieczorem filmy rodzinnie można oglądać jedynie w naszym pokoju na laptopie zamiast na telewizorze bo brat śpi w salonie, siostra ćwiczy w naszym niewielkim pokoju na macie kiedy wracam z 8 godzinnej zmiany i jedyne czego chcę to spokój, gdzie nawet 6 letni brat zaczyna upominać się już o własne 4 ściany.
Mam wrażenie, że to wszystko mnie przerasta.